Gdy byłam mała często słyszałam to zdanie, jak pewnie każdy z nas. Na zewnątrz jest niemiłosiernie zimno? Trudno, przyzwyczaisz się. Masz nową klasę, grupę na studiach, czy zmieniłeś pracę i nie możesz się odnaleźć w nowym środowisku? Przyzwyczaisz się. Po raz kolejny ktoś zachował się zupełnie niesprawiedliwie wobec ciebie?
Przyzwyczaj się.
Bo co innego ci zostało?
Przecież nie będziesz całe życie walczył z wiatrakami. Nie nawrócisz całej ludzkości, nie podniesiesz temperatury, nie sprawisz, że świat stanie się miejscem wyścielonym pluszem i aksamitem. Ale możesz się przyzwyczaić.
Człowiek do wszystkiego jest się w stanie przyzwyczaić.
Tylko do czego się przyzwyczajać, gdy nie ma nic? Do czego przywykać, gdy w koło żadnej rzeki, drzewa, zwierzęcia? Jak przyzwyczaić się do -40°C, gdy nie ma się nawet porządnego ubrania? Jak wytrzymać przenikliwy buran, gdy w pobliżu żadnej ściany, za którą można się skryć? Czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić przeżycie srogiej zimy bez dachu nad głową?
Nie.
A nasza polska zima, to jedynie drobnostka w porównaniu do zimy kazachskiej. Tutaj nikt nie czeka w nadziei, że spadnie odrobina śniegu, tylko wstając z łóżka ma nadzieję, że będzie mógł otworzyć drzwi. Tutaj, jeżeli nie pamiętasz gdzie zaparkowałeś, to żegnasz się z samochodem na całą zimę. A często jest to nawet pół roku! Tutaj jazda tunelem wydrążonym w śniegu to nic nadzwyczajnego. Wyobraź sobie teraz, że w środku tej surowej i potężnej zimy, wyczerpany, zostajesz wyrzucony z pociągu na sam środek stepu. Żadnego domu. Żadnego drzewa. Żadnego krzewu. Żadnego człowieka. Tylko Ty, ogromna masa śniegu i wściekle zacinający wiatr.
Przerażony?
A są wśród nas ludzie, którzy nie muszą sobie tego wyobrażać. Jest wielu, którzy wszystkie te obrazy nazywają jednym słowem: wspomnienia. Byli to, i wciąż są, ludzie, którzy zostali deportowani na step. W latach 1934 – 1936 i 1940 – 1941. Czasem dostawali godzinę na spakowanie się, czasem ani minuty. Niektórzy mogli wziąć kilka kilogramów bagażu, część nie zdążyła nawet zabrać butów. Ale wszyscy usłyszeli tę samą informację: ,,Na miejscu będziecie mieli zapewnione wszystko”. I tak, większość bez ciepłej odzieży, obuwia, jedzenia, bez czegokolwiek, została pozostawiona na pewną śmierć. Tylko oni i step. Oni i pustka.
Zdawać by się mogło, że nie da się tego przeżyć. No bo jakim cudem? Zero jedzenia, żadnej wody, wyczerpanie, odczuwalna temperatura nawet -55°C i nic z czego można wybudować schronienie. Jednak jadąc przez Kazachstan widzi się nazwy: ,,Jasna Polana” (Ясная Поляна), ,,Zielony Gaj” (Зелёный Гай), czy ,,Czkałowo” (Чкалово) i ma się pewność, że oni przetrwali.
Bo człowiek do wszystkiego jest się w stanie przyzwyczaić. I nie mówię tu o tym, że przywykli do mrozu. Nie. Mróz zabił wielu z nich. Nie przywykli też do głodu, wszy, pcheł, czy chorób. Ale przywykli do Kazachstanu, do tego co zastali. A Kazachstan przywyknął do nich. Bo okazało się, że przesiedleńcy nie są bandytami, tylko normalnymi ludźmi. Bo okazało się, że jeżeli ma się tylko ziemię, to można mieszkać właśnie w niej. Bo okazało się, że ktoś przecież musi umieć tu żyć.
Dzisiaj nie mówimy o tym zbyt wiele, ale to Kazachowie w ogromnej mierze pokazali Polakom jak przeżyć na stepie. Dzielili się jedzeniem, materiałami budowlanymi, ubraniami, których – nie ma co się łudzić – nie mieli wiele. Malowali kurt na czarno i rzucali jakby kamieniami w pracujących, żeby choć trochę się nim posilili. Pokazali jak z twardej i ostrej ziemi zrobić schronienie.
Są to historie, które opowiada się z trudem, ale muszą być opowiedziane. Są zaklęte w nieobecnych spojrzeniach babuszek oraz ruszających się z trudem dłoniach dieduszków. Ich walka, ich życie, ich przetrwanie. Gdy już było do czego, przyzwyczaili się do życia w Kazachstanie i teraz dzięki nim spotykamy tutaj wiele osób, które na dźwięk polskiego języka uśmiechają się tęsknie, pytają o Polskę i opowiadają nam ich historie.
Niektórzy wrócili do kraju, niektórzy zostali w Kazachstanie, część rozjechała się po świecie. Kolejne pokolenia Polaków, które wychowały się w Kazachstanie odkrywają przed nami historie ich dziadków. A my słuchamy i nie możemy uwierzyć, że to wszystko miało miejsce. Patrzymy na bezkresny step, spękaną ziemię, czujemy palące słońce i suche powietrze, a żadne z nas nie potrafi pojąć, jak można przetrwać tu choćby tydzień. Nigdy tego nie pojmiemy. Ale jutro znów będziemy słuchać wszystkich tych historii. Przy najbliżej okazji znów siądziemy z babuszką przy garści cukierków. Codziennie będziemy patrzyli na otaczające nas domy ze świadomością, że kryją w sobie niezliczone historie. Kazachskie, Polskie, Ukraińskie, Białoruskie, Rosyjskie. Ludzkie.
~Martyna