Odwieczne (może troszeczkę młodsze) pytanie zajmujących się pomaganiem szeroko pojętym. Nie chcę generalizować, że wszyscy, ale myślę, że spora część osób mających styczność z wolontariatem, pomocą innym czy po prostu interesujących się sytuacją na świecie, zadała sobie kiedyś to pytanie.
Ryba czy wędka – co jest lepsze? Mnie to pytanie też w końcu dopadło i nieraz stanowiło nie lada problem – czy to na miejscu (w Polsce), czy na jednej z placówek misyjnych, gdzie pracujemy. I o ile odpowiedź na nie była dla mnie „za czasów szkoły i dyskusji na WOS-ie” dość prosta, dziś staje się coraz trudniejsza.
Pomagaj z głową – czyli o wędce słów kilka
Nie wiem jak Was, ale ja pamiętam, jak wiele razy uczono mnie tego, że wędka jest lepsza niż ryba. Im więcej czytałam, oglądałam, by stać się „mądrzejszym człowiekiem” (z różnym skutkiem), tym bardziej się z tym stanowiskiem zgadzałam. Jeśli pomagać to mądrze – bo tym jest właśnie wędka. Nie doraźną pomocą, podaniem tego, co potrzebne „tu i teraz”, ale zwróceniem się ku przyszłości – daniu perspektywy rozwoju, tego, co sprawi, że „ryby” nie będzie nam tak dotkliwie brakowało. W MISEVI bardzo staramy się przekazać ideę mądrej pomocy. Uczymy (się) jej każdego roku, z każdym kolejnym wyjazdem, z każdym kolejnym trudnym doświadczeniem i każdą kolejną sytuacją do rozwiązania. Chociażby dlatego jakiś czas temu zrezygnowaliśmy ze zbiórek materiałów szkolnych czy środków higieny. Dlaczego? Ponieważ zeszyty, linijki, długopisy, mydła, pasty do zębów są też dostępne na miejscu – tam, gdzie pracujemy. Jasne, często są to produkty trochę gorszej jakości niż te, które możemy dostać w Polsce, ale za cenę jakości dajemy w zamian coś ważniejszego – szansę rozwoju lokalnego handlu, wspieranie sprzedawców danego kraju.
Po pierwsze – nie szkodzić!
Kolejnym aspektem mądrej pomocy jest niesienie wsparcia przez osoby kompetentne (które swoimi działaniami nie zabierają pracy ludziom na miejscu) oraz wsparcia długofalowego. Będąc na Madagaskarze, słyszałam historię ludzi, którzy otrzymywali pomoc od dentystów z Europy (przyjeżdżali z projektem medycznym na kilka tygodni). Problem pojawiał się, gdy dentyści wyjeżdżali, a w miejscu wyrwanego zęba powstawała infekcja, a później wdawał się stan zapalny. Już nie było się do kogo zwrócić – opłata za usługi lokalnego stomatologa znacznie wykraczała poza budżet mniej zarabiającego mieszkańca okolicy. Nie wiem, czy wczytywaliście się też dokładniej w niektóre opowieści dotyczące wolontariatu ludzi z krajów „zachodnich”, jeśli tak, to z pewnością wiecie, że w wielu przypadkach wyjazdy te są zupełnie nieprzemyślane. Oczywiście, piękną inicjatywą jest przyjazd do jakiejś placówki, nauka języka angielskiego czy prowadzenie zajęć dla dzieci, ale znane są przypadki, gdy przez osoby przyjeżdżające „z zewnątrz” pracę tracili nauczyciele i pracownicy lokalni. Jadąc na wolontariat, misję, warto zwrócić uwagę, czy nasz wyjazd będzie „współpracował” z lokalną społecznością i nie zakłócał jej normalnego funkcjonowania. Mamy przecież naszą obecnością i naszymi umiejętnościami wesprzeć, a nie wywrócić życie do góry nogami, a potem jeszcze na dodatek wyjechać i gwałtownie zabrać wszystko, co dawaliśmy.
A może jednak ryba?
Takich przykładów można podawać mnóstwo. Jednak istnieje też druga strona medalu. Z tyłu głowy pojawia się nieśmiała myśl, w kształcie niewinnej rybki, która pyta: „No dobrze, ale czy zawsze ryba jest zła?”. Artykuły naukowe, pozycje książkowe i ludzie, którzy od lat zajmują się tym zagadnieniem, mówią, że nie zawsze. Przecież w przypadku klęski żywiołowej, nieprzewidzianej sytuacji czy kryzysu ryba jest konieczna, bo bez ryby (bez pomocy doraźnej, natychmiastowej) nie ma co marzyć o pomocy rozwojowej. Uff, kamień z serca. Jednak tylko na chwilę. Co w sytuacjach, gdy nie ma klęski żywiołowej, a sytuacja nie jest kryzysowa? Albo kryzys jest codziennością? Gdy na co dzień spotykasz się z biedą, z kryzysem bezdomności, z głodem? Na Madagaskarze codziennie ktoś nas prosił o pieniądze, jedzenie, leki, ubrania, buty, znowu o pieniądze, zeszyt i dla odmiany – o pieniądze. Znamy to też z Polski – ktoś na ulicy prosi nas o wsparcie. I łatwo jest przeanalizować to sobie, siedząc na kanapie i myśląc: „Dając pieniądze, uzależniam tę osobę od swojej pomocy. Nie uczę samodzielności. Nie pokazuję, jak wyjść z błędnego koła”. Dużo trudniej jednak odmówić, patrząc komuś w oczy. Jeszcze trudniej – jeśli kogoś znamy. A tysiąc razy trudniej jest odmówić, jeśli wiemy, że to właśnie od twojej ryby może zależeć czyjeś zdrowie lub to, czy obiad zje dzisiaj cała rodzina. Żeby jeszcze utrudnić sobie to rozmyślanie dodam do tego aspekt duchowy – jak odmówić osobie, w której przecież mam zobaczyć Jezusa? Jak mam połączyć chęć niesienia pomocy rozwojowej z Ewangelią Mateusza („Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść, byłem nagi a nie przyodzialiście Mnie”) i charyzmatem św. Wincentego, który mówi, żebym służyła najbiedniejszym z biednych? Z drugiej strony – czy doraźna pomoc nie powoduje na dłuższą metę utrwalania problemu (bo nikt nie zwalcza go u źródła, nie dotyka przyczyn zjawiska)? Czy nie zwalnia władz z odpowiedzialności i nie daje przez to przyzwolenia na zataczanie błędnego koła (brak wsparcia od państwa – pomoc organizacji charytatywnych – uzależnienie od pomocy…)?
A może ryba i wędka?
Ryba czy wędka? Kiedyś na studiach jeden z prowadzących powiedział nam, że nie znając odpowiedzi na pytanie, można się ratować odpowiedzią: „To zależy”, bo w świecie medycyny mało jest jednoznacznych odpowiedzi. Teraz mam ochotę odpowiedzieć podobnie. W końcu człowiek i jego działania jeszcze bardziej nie są zerojedynkowe. Człowiek i jego życie jest niejednoznaczne, złożone, wieloaspektowe i zmienne – i jakże piękne w tym wszystkim.
Ryba czy wędka? Może odpowiem na koniec przewrotnie. Ani wędka, ani ryba. Człowiek (gdyby to była ankieta, to prawdopodobnie właśnie dodałabym taką opcję odpowiedzi). Człowiek, bo gdy spojrzę na niego z miłością i zachwytem, gdy usłyszę jego potrzeby i marzenia, gdy zobaczę w nim Boga, będę wiedziała, co powinnam mu dać. Może dziś rybę, a od jutra i rybę, i wędkę?
Czy to jest proste? Ależ skąd! Ale czy ktoś mówił, że pomaganie czy wspieranie zawsze jest proste?
~Teresa Zmaczyńska
________________________________________________________________________________________________________
Przy okazji wpisu przemycamy dwie ważne definicje, które pozwolą szerzej spojrzeć na działania pomocowe:
POMOC HUMANITARNA
Pomoc humanitarna dotyczy przede wszystkim ratowania życia i zdrowia ludzkiego podczas klęsk i katastrof naturalnych lub wywołanych działaniem człowieka (ale również udzielania wsparcia osobom narażonym na tzw. „zapomniane kryzysy” czy trudności związane z migracją ludności). W obrębie pomocy humanitarnej znajdują się również działania zapobiegające kryzysom.
POMOC ROZWOJOWA
Pomoc rozwojowa jest wsparciem udzielanym krajom rozwijającym się (w celu osiągnięcia wyższego poziomu gospodarczego i społecznego). Stanowi dość obszerny termin, w obrębie którego mieszczą się takie rodzaje pomocy jak: projektowa (pomoc udzielana na konkretny cel, np. szpital, szkołę), techniczna (rozwijanie zasobów ludzkich – prowadzenie szkoleń, badań, podnoszenie kwalifikacji i możliwości technicznych w krajach rozwijających się) czy pomoc programowa (pomoc udzielana w konkretnym sektorze, w celu rozwiązania szerszego problemu np. reformy edukacji).
A DO LEKTURY POLECAMY:
Pomoc humanitarna a pomoc rozwojowa
Konsekwencje źle prowadzonych działań pomocowych:
Linda Polman, Karawana Kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej
O dylemacie ryba czy wędka – Firouzeh Nahavandi – profesor nauk społecznych, dyrektor Centrum Studiów nad Współpracą Międzynarodową i Rozwojem Université Libre w Brukseli w wywiadzie dla miesięcznika „Znak”.
Ryba czy wędka, czyli jak pomagać krajom Południa
O autorce:
Teresa Zmaczyńska – fizjoterapeutka, niedługo również pedagog specjalny. Jako wolontariuszka MISEVI przez 10 miesięcy pracowała z osobami z niepełnosprawnością na placówce misyjnej w Fort Dauphin na Madagaskarze. Na co dzień spełnia się jako terapeuta dzieci ze spektrum autyzmu w jednym z bydgoskich przedszkoli. W wolnych chwilach odwiedza przyjaciół rozsianych po całej Polsce oraz przenosi się w świat literatury, muzyki
i wyobraźni.