Zakończenia wymuszają podsumowania, symboliczne zamykanie życiowych etapów i wkraczanie w nowe. Przede wszystkim jednak dają możliwość przyjrzenia się sobie z zupełnie innej perspektywy. Z perspektywy czasu.
Trzy lata temu – podobnie jak dziś – wiedziałam już, że „nowe” jest nieuchronne. Siedziałam na balkonie i słuchając chłopaków z „Pory Wiatru”, czułam, że wiele się zmienia. Trzy lata temu pakowałam walizki na Madagaskar.
Nie wiem, ile osób spotkałam od tamtego czasu. Ile było wspólnych uśmiechów, łez, zachwytów
i rozczarowań. Ile razy kogoś zraniłam, a ile ktoś zranił mnie. Nie umiem policzyć spojrzeń w oczy – tych milczących z bezsilności i tych niewierzących w piękno chwili. Nocy nieprzespanych w obawie przed tym, co będzie i chwil, podczas których cisza była czymś całkowicie naturalnym.
Wiem za to jedno – żaden człowiek, którego spotkałam podczas tych trzech lat, nie pojawił się
w moim życiu przez przypadek. Każdy z nich stworzył część mnie.
Praca w MISEVI, praca na misji to przede wszystkim tworzenie relacji. Zauważanie wokół obecności drugiego człowieka, otworzenie się na niego (jakikolwiek by był) i pisanie wspólnej historii. Wzajemne zaufanie. Bo MISEVI powstało na zaufaniu.
Kiedy na początku był tylko pomysł, i „szerokie plany wypowiadane na głos”, zaufałyśmy Komuś, o kim wiedziałyśmy, że nas nigdy nie zawiedzie. Potem tego zaufania zaczęłyśmy się uczyć względem siebie nawzajem, a z czasem dopiero wobec nowych wolontariuszy i osób, które chciały nas wspierać.
I teraz – po tych trzech latach – widzę, że MISEVI wybudowane jest na najtrwalszym z fundamentów. Na zaufaniu. Każdego dnia, mniej lub bardziej świadomie, czerpiemy z niego siłę.
Zaufanie w MISEVI to przede wszystkim czyny. Nie dotrzymywane obietnice i terminowo wykonywane polecenia. To świadomość, wspólnego dążenia do tego samego celu i pewność, że w danej chwili te same wartości są dla nas ważne. Tutaj nie trzeba wielkich słów. Wystarczy, że po ciężkim dniu na misji siadamy razem i rozmawiamy o tym, z czym sobie nie możemy poradzić, co nas porusza. Albo to, że idąc po plaży nad odeskim morzem nie musimy do siebie nic mówić i czujemy się z tym komfortowo. Zaufanie to zadzwonienie po raz dziesiąty z błahostką i pewność, że ten ktoś, nawet jeśli domyśla się, że to nie jest ważne – odbierze telefon tylko po to, by powiedzieć „aha” i po chwili się rozłączyć. Zaufanie w MISEVI to bycie razem.
Bardzo długo przekonywano mnie, że nasze życie to wypadkowa biologii, fizyki i chemii. Że przypadki nic nie znaczą. Dziś, przyglądając się temu, co stało się przez ostatnie trzy lata, uśmiecham się tylko
i dziękuję, że w tę teorię nigdy nie uwierzyłam. Bo chyba nie uniosłabym ciężaru rozmyślań nad tym, skąd na mojej drodze tylu pięknych ludzi. Tyle miłości.
Olgo, Marysiu, Adamie – dzięki za te trzy lata!
~Mila